Z Mniszką Klaryską od Wieczystej Adoracji z Kłodzka o przychodzeniu do Boga ze swoją codziennością, przygotowaniu do adoracji i jej owocach, o wieczystej adoracji w klasztorze i wpatrywaniu się w Boga rozmawia Grzegorz Sokołowski.
Wyjaśnijmy proszę na początek na czym polega charyzmat Klarysek od Wieczystej Adoracji i gdzie są jego źródła.
Charyzmatem naszego Zakonu jest adoracja Najświętszego Sakramentu odprawiana w duchu dziękczynienia. Nasze kontemplacyjno – eucharystyczne powołanie włącza nas w misję Kościoła do uwielbienia Boga poprzez modlitwę, milczenie i pracę w odosobnieniu od świata.
Głównymi Patronami naszego Zakonu są żyjący w XIII w. św. Franciszek i św. Klara z Asyżu. Nasz Zakon został założony 8 grudnia 1854 r. (w dniu ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny) we Francji. Naszymi założycielami są o. Bonawentura Heurlaut OFMCap. i Matka Maria od św. Klary Bouillevaux. Do Polski przeszczepiła nasz Zakon Służebnica Boża Matka Maria od Krzyża Morawska.
Czym dla Siostry osobiście jest adoracja Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie?
Na Najświętszy Sakrament patrzę jako na OWOC Mszy Świętej, gdzie rodzi się Eucharystia. Obecność Jezusa w monstrancji, jest efektem złożenia się na ołtarzu Krzyża. Nasi Założyciele często powtarzali, że życie adoratorki wtedy będzie prawdziwe, gdy będzie się stawało małą hostią poprzez modlitwę i ofiarę. Słowo Eucharystia tłumaczone z języka greckiego znaczy „dziękczynienie”. Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem włączam się więc w dziękczynienie Pana Jezusa, które składa swemu Ojcu. W jaki sposób to czynię? Poprzez Maryję. Ona pierwsza wyśpiewała pieśń dziękczynienia. Jest dobrą nauczycielką tej drogi do Boga. Myślę, że Jezusowi sprawia to wielką radość, gdy widzi Maryję formującą swoje adoratorki.

W nazwie zakonu pojawiają się słowa „od Wieczystej Adoracji”. Dla ludzi z zewnątrz często pozostają one niezrozumiałe. Jak od strony praktycznej zorganizowana jest wieczysta adoracja w klasztorze?
W naszych zakonnych kościołach i kaplicach Najświętszy Sakrament jest uroczyście wystawiony. Po Mszy Świętej i Liturgii Godzin, czyli modlitwie brewiarzowej, adoracja jest złotą godziną na zegarze dnia. Codzienne obowiązki i pracę ustawiamy więc w ten sposób, by nie kolidowały z tym, co jest dla nas najważniejsze. Przed naszą kaplicą wisi tablica adoracyjna, na której są wypisane godziny dnia i umieszczone „pałeczki” z naszymi imionami. Stąd dowiadujemy się, o której godzinie mamy adorację w danym tygodniu. Te godziny naznacza Matka Ksieni. Obok wisi tablica nocnych adoracji, na którą wpisujemy się same na początku tygodnia. W ciągu dnia zmieniamy się co godzinę, w nocy co dwie godziny.
Każdą godzinę adoracji w ciągu dnia i nocy siostry adoratorki rozpoczynają recytacją pieśni Maryi: „Wielbi dusza moja Pana” i Aktu Adoracji. Treść tego Aktu jest bardzo piękna. Stawia nas przed Jezusem Eucharystycznym w imieniu całego Kościoła. Podczas, gdy siostra adoratorka klęczy na modlitwie, pozostałe siostry spełniają swoje obowiązki. Słysząc głos dzwonka, który wzywa następną adoratorkę do kaplicy, duchowo łączą się w modlitwie poprzez akty strzeliste i modlitwy, które znamy już na pamięć. W ciągu dnia spotykając się ze sobą pozdrawiamy się słowami: „Adorujmy z Maryją Przenajświętszy Sakrament”.
Jak przekonać współczesnego człowieka, często zabieganego i przytłoczonego mnóstwem codziennych spraw, do praktykowania adoracji? Dlaczego adoracja jest potrzebna także ludziom świeckim?
Nie jesteśmy zdolni sami udźwignąć i rozwiązać wszystkich własnych i cudzych problemów i nie poddawajmy się pokusie zastępowania w tym Pana Boga. To On jest źródłem naszego pokoju. To, czego Bóg od nas oczekuje, to jedynie przyjścia do Niego, zawierzenia Mu siebie, swoich oraz innych ludzi spraw, kłopotów. I pozwolenie Mu na działanie we wszystkich sprawach.
Adoracja Najświętszego Sakramentu jest odpowiednim miejscem i czasem, kiedy możemy zamienić się „rolami” z Bogiem. On jest godzien tego, byśmy zajęli się Nim całym sercem i myślą, a On zajmie się naszymi sprawami.
Potrzebujemy Boga. Św. Augustyn napisał w swoich „Wyznaniach”, że „niespokojne jest serce człowieka, póki nie spocznie w Bogu”. To powiedzenie ukazuje właściwy kierunek naszego życia. Nie tylko wtedy, gdy jesteśmy świadomi, że naszym zadaniem, jako chrześcijanina, jest czcić Boga i kochać Go całym sercem, umysłem, ale także wtedy, gdy gubimy się i tracimy Go z pola widzenia.
Tu, przed Najświętszy Sakrament możemy zawsze przyjść i to tacy, jacy jesteśmy. Sam Pan nas zaprasza: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28).
Czy adoracja krzyża albo ikony i adoracja Najświętszego Sakramentu mają tę samą wartość duchową?
Krzyż, czy ikona nie są sakramentami. Adoracja krzyża jest rozważaniem miłości Jezusa Chrystusa, który oddał swoje życie dla naszego zbawienia. O adoracji ikon mówi Sobór w Nicei : „kto czci obraz, ten czci osobę, którą obraz przedstawia”. Sama nazwa – Najświętszy Sakrament – mówi nam, że adorujemy Najświętszy z Sakramentów, czyli obecnego w swoim Ciele i Krwi Jezusa Chrystusa. Dlatego ta adoracja zawsze pozostanie najważniejsza.
Adoracja Najświętszego Sakramentu dla wielu osób jest czymś trudnym, wydaje się bezczynnym trwaniem w ciszy, straconym czasem. A jednak bardzo wiele może się wówczas wydarzyć. Co Siostry zdaniem dzieje się w naszym życiu duchowym, gdy decydujemy się praktykować adorację, jak w tych chwilach działa w nas Bóg?
Udając się na modlitwę, pozornie „zawieszamy się” w działaniu i wcale nie jest takie łatwe nagle zatrzymać się, zapomnieć o tym, co zostawiliśmy przed wejściem do kościoła i do czego wrócimy. Mimo tego, przychodzimy, bo wewnętrznie czujemy, że potrzebujemy trwania w tym miejscu. A jeszcze bardziej potrzebujemy wejść w tajemnicę obecności Boga. Jest to rzeczywistość niewidzialna, ale prawdziwa i realna. Uważam, że samo pragnienie spotkania z Bogiem jest łaską. Klękając przed Najświętszym Sakramentem, odpowiadamy na zaproszenie i otwieramy się na współpracę z miłującym Bogiem. I oto rozpoczyna się dialog. Lubię to nazywać „przygodą wiary”.
Nie ulega wątpliwości, że do adoracji musi przygotować się cały człowiek, by była ona owocna. To współpraca ciała, myśli i ducha. Jak więc się przygotować, by nasza adoracja miała jak największą wartość?
Tak właściwie, to całe nasze życie chrześcijańskie uczy nas czuwania i przygotowywania się na spotkanie z Panem. Przede wszystkim to ostateczne, ale także to podczas adoracji. Nie da się oddzielić modlitwy od prozy życia. To może poskutkować duchową schizofrenią. Św. Paweł mówi że: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Na nasze przygotowanie do adoracji Eucharystii składa się więc trwanie w obecności Bożej, codzienna wierność w małych sprawach, zachowywanie Przykazań, korzystanie z Sakramentu Pokuty, czas poświęcony potrzebującym naszego dobrego słowa, uśmiechu, akceptacji, samozaparcie się tam, gdzie powinniśmy przekroczyć swój egoizm. Jeśli będziemy wytrwale i z pokorą prosić Ducha Świętego o to, by uczył nas modlitwy to, jak mówi znów św. Paweł do Rzymian: „Sam Duch Święty będzie modlił się w nas” (por. Rz 8, 26). Wobec takiej rzeczywistości nie wyobrażam sobie piękniejszego spotkania z Bogiem. Będziemy na nie zawsze przygotowani.
Dla wielu osób problemem na adoracji mogą być rozproszenia, brak cierpliwości, zniechęcenie i inne pojawiające się trudności. Jak je pokonać, co z nimi robić?
Nie da się nakazać milczenia swojej pamięci, myślom i wyobraźni. Nie należy się z tym siłować. To również jest dar od Boga, dzięki któremu możemy wiele dowiedzieć się o nas samych. Zamiast walczyć z tym, co nie daje nam spokoju na modlitwie, dobrze jest na początku oddać to Panu Bogu. To może stać się naszą modlitwą i drogą do wypracowywania w nas postawy zawierzenia. Przychodzimy na adorację tacy, jacy jesteśmy i z tym, co przeżywamy. I takich nas Bóg przyjmuje i kocha.
Jakie są owoce adoracji?
To zawsze są owoce spotkania z Bogiem. Możemy sięgnąć pamięcią do przykładów świętych, którzy wychodząc od Najświętszego Sakramentu wprowadzali pokój i harmonię w swoje życie i w swoje otoczenie. I inni to w nich dostrzegali. Na modlitwie pozwalali kształtować się Bogu, chłonęli Jego miłość i stawali się (nie zwracając uwagi na to) „przedłużeniem” obecności Boga w świecie. To działo się jakby niezależnie od nich.
Czy według Siostry istnieje miara czasu, w której możemy mówić o dobrej, owocnej adoracji?
Nie, ale istnieje pokusa wchodzenia w mentalność dzisiejszego świata, czyli w poszukiwanie efektu. Taki przykład: kiedyś spotkałam się w naszej klasztornej rozmównicy z kilkoma dziewczętami, które chciały się coś dowiedzieć o naszym życiu. Najbardziej interesowało ich co robimy. Jako adoratorka opowiadałam więc o tym, co dla nas adoratorek jest najważniejsze i najpiękniejsze – o adoracji. Dziewczęta mnie nie zrozumiały i ponownie zapytały: „Ale co właściwie robicie?”. Powtórzyłam więc o adoracji, o modlitwie brewiarzowej, o Lectio Divina. Ta odpowiedź również spotkała się z niezrozumieniem. Rozmowę zakończyły tym, że jesteśmy „nie produktywne dla dzisiejszego świata”, bo nie katechizujemy, nie pracujemy w szpitalach itd.
Trwanie na modlitwie w imieniu swoim i Kościoła, i bycie do dyspozycji Boga, bywa odczytywane jako „tracenie czasu w oczach świata” .
Wracam do pytania. Udając się na adorację Najświętszego Sakramentu, wchodzimy na płaszczyznę wiary. Dlatego nie kusiłabym się na ważenie, czy liczenie owocności naszej adoracji. Jest to tajemnica spotkania z Bogiem. To On nam udziela łaski spotkania ze sobą i sam napełnia nas takimi darami, jakimi chce napełnić. Nie adorujemy Go, by otrzymać dary, lecz by uwielbiać Jego miłość i dziękować za obecność w Eucharystii.
Przy adoracji Pana Jezusa, jak przy każdym spotkaniu najbardziej naturalne i potrzebne wydają się być wypowiadane słowa. Nie można jednak adoracji sprowadzać tylko do słów. Jakie inne praktyki są istotne i potrzebne podczas adorowania Najświętszego Sakramentu?
W czasie adoracji można rozważać Słowo Boże (i jest to bardzo pożyteczne dla naszej duszy), posługiwać się pięknymi modlitwami , rozważać przymioty Boga np: miłość, miłosierdzie, dobroć itd. Przychodzi jednak taki moment, w którym potrzebujemy wyciszyć się w myślach i słowach, i wsłuchać się w to, co Bóg do nas mówi. By usłyszeć, trzeba słuchać. Znane jest określenie adoracji, które usłyszał św. Jan Maria Vianney od swego parafianina. Wieśniak z Ars zapytany przez księdza proboszcza o tajemnicę długich godzin przeklęczanych przed Najświętszym Sakramentem odpowiedział: „On patrzy na mnie, a ja na Niego”.
Bywa również tak, że nie zawsze jesteśmy w stanie modlić się. Brakuje nam słów, by wyrazić siebie, swoje radości, smutki, a także cierpienia. Bardzo często zdarza się i tak, że nic nie czujemy. Jest tak, jakbyśmy nie kochali, nie wierzyli w Jego żywą obecność. Wtedy pozostaje nam czysta wiara i trwanie przy Nim w ciszy, w postawie wiernego przyjaciela.
Czy znane są Siostrze świadectwa osób, które doświadczyły namacalnego Bożego działania podczas adoracji, które wiążą np. rozwiązanie problemów albo uzdrowienie z praktykowaniem adoracji?
Od wielu lat przy naszym kościele istnieje Eucharystyczna Straż Honorowa zrzeszająca przede wszystkim świeckie osoby. Celem członków Straży jest pielęgnowanie nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu. W miarę możliwości podejmują z nami godzinną adorację w ciągu dnia, a od kilkunastu lat również dwa razy w tygodniu całonocną adorację. Budujemy się ich wiarą i miłością do Eucharystii. Ich przybycie z daleka (nie tylko z Kłodzka, ale też z okolicy) na adoracje dzienne, a zwłaszcza nocne szczególnie w chłodne dni, a przede wszystkim zimą jest godne podziwu. Przychodzą po zakończeniu swojej pracy, by jak mówią: „pobyć z Panem Jezusem i zaczerpnąć siły”. Dają swoje świadectwa tego trwania u stóp Pana. Jedno z nich, to: „ przez cały tydzień pilnowałam sąsiadce małe dziecko, gdy ona była w pracy. Pod koniec tygodnia byłam wykończona. Do tego dołączył się ból operowanego kolana. Myślałam, że zrezygnuję z nocnej adoracji z piątku na sobotę, ale skoro wcześniej się zgłosiłam na tę noc, to idę. Pan Jezus da mi siłę do czuwania przy Nim”. Rano następnego dnia, o godz. 5.00, gdy ta kobieta odchodziła do domu, powiedziała: „Jestem taka szczęśliwa, że mogłam czuwać. Czuję w sobie tyle siły, jak bym odpoczywała całą noc”. Wyciszenie adorujących i mimo trudu czuwania – radość w oczach, zdradzają szczęście spotkania z Umiłowanym Panem.
Na koniec proszę o kilka słów z Klasztoru Sióstr Klarysek w Kłodzku dla naszych Czytelników i o zachętę do praktykowania adoracji.
Od Pierwszej Niedzieli Adwentu 2019 roku Kościół w Polsce rozpoczął program duszpasterski rozpisany na trzy lata, który będzie nas prowadził do głębszego poznawania i przeżywania obecności Jezusa Chrystusa w Eucharystii. Ten temat jest zawsze aktualny. Najświętszy Sakrament, jak przekazała nam w Dzienniczku Św. Faustyna Kowalska, jest ŹRÓDŁEM łask. Sam Pan Jezus zachęcał, by przychodzić i naczyniem ufności czerpać łaski z tego źródła. Dlaczego nie korzystać z tej możliwości, tym bardziej, że czeka tam na nas stół obficie zastawiony Chlebem i wybornym Winem Krwi Pańskiej. Te cuda nieustannie dzieją się w Eucharystii. I jak tu nie dziękować Bogu? Jak Go nie adorować? Zachęcam, by każdy czynił to jak najczęściej, wszędzie tam, gdzie tylko będzie miał taką możliwość.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukaże się w czasopiśmie „Wypłyń na głębię” nr 1(38)/2020